Na kilku zaprzyjaźnionych blogach, m.in. u Lemessoss
pojawił się temat przyjaźni na Obczyźnie.
I jak wielu jest piszących, tak wiele opinii :-D
Myślę,
że różnice zdań i ocen wynikają z kilku powodów.
Po pierwsze - różnych definicji, tego co nazywamy
przyjaźnią. Po drugie - specyfiki kraju, środowiska w którym się
obracamy oraz co wielokrotnie podkreślałem - ilości rodaków na kilometr kwadratowy w
danej lokalizacji.
Co do kwestii pierwszej- czyli tego, co kto uważa za przyjaźń.
Dla mnie osobiście przyjaźń ma kilka elementów.
Ze swoimi "odwiecznymi" przyjaciółmi,
czyli ludźmi, których znam od czasów przedszkola, wczesnej podstawówki czy z czasów pierwszego kierunku studiów - łączą nas
dekady wspólnych przeżyć, specyficzny, dość hermetyczny język i to, że pewne
cytaty wywołują uśmiech lub salwę śmiechu, ale tylko wśród wtajemniczonych.
Są to ludzie, z którymi mogę się nie widzieć kilka lat i
podejmiemy rozmowę w tym, miejscu, w którym ją przerwaliśmy uzupełniając o nowe
wątki. To osoby, do których mogę zadzwonić o dowolnej porze dnia i nocy i
wiem, że jeśli jest mi bardzo źle na świecie, to mnie przynajmniej wysłuchają, a
jeżeli znajdują się wystarczająco blisko to i z jakoś flaszką się objawią u
moich wrót :-D
Druga grupa, która również spełnia kryteria przyjaciół, to
ludzie, których poznałem już dużo
później.
Nie ma między nami takiej samej "chemii" jak z
tymi z lat szczenięcych, ale są to osoby "sprawdzone w
boju". Obie strony mogą na siebie liczyć, nawet, jeżeli wykonanie czegoś wymaga od nich lub ode mnie dużego poświecenia lub zrobienia czegoś, na
co nie mamy specjalnie ochoty. Ale "partia skazała - nada"
to będzie to zrobione i tyle.
I tutaj dochodzimy do przyjaźni expackich.
Zachowania z grupy drugiej jak najbardziej występują, ale
najczęściej w krajach, gdzie liczebność Polonii jest nikła.
Wszyscy wtedy mamy świadomość, że nielojalność,
wykorzystywanie innych i zapominanie o "przyjacielskich
przysługach" jest drogą donikąd.
Bo liczba "jeleni" jest po prostu
ograniczona. To w znacznym stopniu wymusza zachowania "porządne".
Jednak trwałość takich emigranckich przyjaźni jest najczęściej limitowana czasem wspólnego pobytu w danym kraju.
Później te relacje ulegają stopniowemu zanikowi, często aż do
całkowitego, naturalnego zgonu.
Szkoda, że tak się dzieje, ale wytłumaczenie jest proste.
Te "przyjaźnie expackie" są
najczęściej protezami "przyjaźni odwiecznych" i każdy, po
powrocie na własne podwórko cieszy się powrotem do korzeni i starych przyjaźni.
Ci, którzy zostają, też nie mogą funkcjonować w próżni i
znajdują nowych expackich przyjaciół.
Jednak z częścią "expackich
przyjaciół" utrzymuję kontakty i bardzo chętnie spotkam się z Nimi
tu czy gdzie indziej.
Są to ludzie,
których darzę wielką sympatią, zaufaniem i bardzo często brakuje mi ich
obecności, dobrej rady, rozmowy czy wspólnego posiedzenia w ciszy.